W czwartkowy wieczór, dokładnie o godzinie 17:34, krakowscy strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 3 otrzymali zgłoszenie, które śmiało mogłoby konkurować w plebiscycie na "Najbardziej Absurdalną Interwencję Roku". Na szczycie pylonu technicznej kładki nad Wisłą, łączącej malownicze Przegorzały z Pychowicami, dumnie prężyła się... hulajnoga elektryczna. Nie na ziemi, nie w stojaku, ale niemal 40 metrów nad rzeką. Czyżby polska technologia poszła o krok za daleko?
Krakowski Ikar na dwóch kółkach
Choć większość krakowian używa kładki do podziwiania widoków, ktoś postanowił wykorzystać jej konstrukcję w sposób, który przejdzie do historii. Zdarzenie to, opisane przez świadków i udokumentowane przez służby, bije wszelkie rekordy "Polak Potrafi". Mamy tylko jedno pytanie: Jakim cudem?
W dobie, gdy hulajnoga elektryczna uchodzi za symbol miejskiej mobilności i wygody, jej nagłe wyniesienie na niemal olimpijskie wyżyny każe zastanowić się nad stanem ludzkiej kreatywności. Czy to manifest artystyczny, test aerodynamiki, czy po prostu bardzo, bardzo zły żart po zbyt intensywnym "zwiedzaniu Krakowa"?
Akcja ratunkowa: Hulajnoga w potrzebie
Na ratunek uwięzionemu "skuterowi" ruszyła Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wysokościowego „Kraków 3” – ekipa, która na co dzień zajmuje się ratowaniem ludzi w ekstremalnych warunkach, a nie akrobatycznymi urządzeniami transportu osobistego. Akcja, w której brało udział czterech ratowników, polegała na zabezpieczeniu terenu i, przy użyciu skomplikowanych technik linowych, na sprowadzeniu hulajnogi na ziemię. W skrócie: strażacy stali się winda dla sprzętu, który i tak ma kółka.
Całe przedsięwzięcie, choć poważne z punktu widzenia bezpieczeństwa, z pewnością dostarczyło rozrywki obserwatorom. Wyobraźcie sobie ten dialog w centrali: "Mamy zgłoszenie. Coś utknęło na pylonie. Tak, na samym szczycie. Tak, na 40 metrach. Co to jest? Hulajnoga."
Niecodzienny finał i poważne ostrzeżenie
Ostatecznie, dzięki sprawnym działaniom SGRW i wsparciu Policji, elektryczny Ikar został bezpiecznie sprowadzony na ziemię, gdzie trafił pod policyjną "opiekę". Funkcjonariusze prowadzą teraz dochodzenie, starając się ustalić tożsamość pomysłowego, aczkolwiek lekkomyślnego "właściciela" lub "instalatora" tegoż dzieła.
A tak zupełnie na poważnie (choć wiemy, że to trudne): przypominamy, że wjazd i wchodzenie na kładkę technologiczną jest surowo zabronione dla osób nieuprawnionych. Dostęp mają wyłącznie służby. Wspinaczka na 40-metrowy pylon, niezależnie od motywacji (nawet jeśli to chęć stworzenia "mema" na żywo), to igranie ze zdrowiem i życiem.
Napisz komentarz
Komentarze