Trudny początek i błędy, które kosztują
Przedmeczowe spekulacje dotyczące obsady bramki znalazły dramatyczne potwierdzenie już w pierwszych minutach spotkania. Trener Mariusz Jop, mimo publicznych pytań o formę Kamila Brody, po raz kolejny postawił na młodego bramkarza. Decyzja ta okazała się kosztowna. W 9. minucie Broda popełnił fatalny błąd, po którym piłka trafiła pod nogi rywali. Chwilę później dośrodkowanie wykorzystał Bartosz Śpiączka, dając Górnikowi prowadzenie. Cała defensywa Białej Gwiazdy wyglądała w tej sytuacji wyjątkowo pasywnie, ale to pomyłka bramkarza ponownie stała się punktem zapalnym.
Błąd Brody zdawał się sparaliżować zespół. Wisła, znana z najskuteczniejszej ofensywy w lidze, przez całą pierwszą połowę nie oddała ani jednego celnego strzału. Zespół, który miał dominować, wyglądał na zdezorganizowany i pozbawiony pomysłu na grę. Kibice przecierali oczy ze zdumienia, widząc taką bezradność.
Przełamanie i dramatyczna końcówka
Dopiero po przerwie Wisła zaczęła budzić się z letargu. W 51. minucie Kuziemka trafił w poprzeczkę, dając pierwszy sygnał, że krakowianie nie zamierzają się poddać. Sytuacja gości stała się znacznie łatwiejsza w 63. minucie, gdy po drugiej żółtej kartce boisko opuścił Orlik. Wisła zyskała przewagę liczebną i wreszcie zaczęła dyktować warunki.
Przełamanie nastąpiło w 77. minucie. Po zagraniu ręką przez zawodnika Górnika, sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Rodado, pewnie umieszczając ją w siatce. To był pierwszy celny strzał Wisły w tym meczu, który od razu przyniósł upragnionego gola. Mimo wyrównania, spotkanie wcale nie stało się łatwiejsze. Wisła, z nadzieją na zwycięstwo, omal nie straciła kolejnej bramki, ale tym razem uratował ją słupek.
Moment magii i powrót na fotel lidera
Gdy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, nastąpił moment, który na długo zapadnie w pamięć kibicom. W 95. minucie Darijo Grujcić zdecydował się na potężne uderzenie z ponad 20 metrów. Piłka, mimo desperackiej interwencji bramkarza Górnika, Dawida Olszaka, przełamała jego ręce i wpadła do siatki. To był gol-marzenie, a jednocześnie symbol walki i determinacji, która ostatecznie przyniosła Wiśle zwycięstwo.
To dramatyczne zwycięstwo pozwoliło Wiśle Kraków wrócić na szczyt tabeli I ligi, wyprzedzając Śląsk Wrocław o dwa punkty (przy jednym meczu rozegranym mniej). Punkty straciła Wieczysta, remisując w Łodzi z ŁKS-em. Mimo euforii po wygranej, mecz w Łęcznej pokazał, że Biała Gwiazda ma jeszcze wiele do poprawy. Pytania o stabilność defensywy i pozycję bramkarza z pewnością powrócą, ale na razie kibice mogą cieszyć się z trzech punktów, które zostały wywalczone w najbardziej spektakularny możliwy sposób.
Napisz komentarz
Komentarze