Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
NEWSY :
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Straż Sąsiedzka w Sędziszowie Małopolskim: Kto tu faktycznie dba o porządek?

W Sędziszowie Małopolskim temat tzw. Straży Sąsiedzkiej budzi ostatnio sporo emocji. Grupa samozwańczych „stróżów porządku” deklaruje walkę o lepsze jutro, a ich metody działania coraz częściej wzbudzają kontrowersje. Czy rzeczywiście chodzi o bezpieczeństwo i porządek, czy może o coś zupełnie innego?
Straż Sąsiedzka w Sędziszowie Małopolskim.
Straż Sąsiedzka w Sędziszowie Małopolskim.

Źródło: Profil na Facebooku Straż Sąsiedzka w Sędziszowie Małopolskim.

Podziel się
Oceń

Ostatni wpis na ich profilu na Facebooku, dotyczący nieprawidłowo zaparkowanego Volkswagena Passata, stał się doskonałym pretekstem do zastanowienia się nad sensem tego typu inicjatyw. Straż Sąsiedzka jasno komunikuje: "Naszym celem nie jest donoszenie, tylko realna poprawa bezpieczeństwa i porządku w naszej okolicy". Jednak, gdy przyjrzymy się bliżej ich działaniom, trudno oprzeć się wrażeniu, że granica między "dbaniem o porządek" a "donosicielstwem" staje się coraz bardziej niewyraźna.

Czy to jeszcze porządek, czy już prywatne śledztwo?

Udokumentowanie źle zaparkowanego samochodu i publiczne napiętnowanie kierowcy, nawet jeśli ten faktycznie złamał przepisy, rodzi pytania o zasadność takich praktyk. Czy interwencja Straży Sąsiedzkiej jest najefektywniejszą drogą do rozwiązania problemu? Czy nie byłoby prościej i skuteczniej zgłosić taką sytuację odpowiednim służbom – Straży Miejskiej lub Policji, które posiadają niezbędne uprawnienia i środki do działania?

Zamiast budować poczucie wspólnoty i wzajemnego zaufania, tego typu inicjatywy mogą prowadzić do wzrostu wzajemnej podejrzliwości i niechęci. Zamiast otwarcie rozmawiać o problemach i szukać wspólnych rozwiązań, dochodzi do publicznego osądzania i piętnowania. Czy na pewno o to chodzi w budowaniu lepszej społeczności?

"Mimo hejtu, nie odpuszczamy" – czy krytyka to zawsze hejt?

Interesujące jest stwierdzenie Straży Sąsiedzkiej, że działają "mimo hejtu". Czy każda krytyka ich działań jest od razu "hejtem"? Być może mieszkańcy Sędziszowa Małopolskiego, którzy wyrażają swoje obawy lub niezadowolenie, mają do tego pełne prawo? Prowokacyjne stwierdzenie "Jeśli to komuś przeszkadza – znaczy, że nasza praca ma sens" sugeruje, że każda negatywna reakcja jest dowodem na skuteczność ich działań. To jednak bardzo niebezpieczna perspektywa, która może prowadzić do ignorowania realnych problemów i obaw społeczności.

Zamiast budować dialog i słuchać mieszkańców, Straż Sąsiedzka wydaje się utwierdzać w przekonaniu o własnej nieomylności, zbywając wszelkie uwagi jako "hejt". Czy takie podejście sprzyja budowaniu prawdziwego bezpieczeństwa i porządku, czy raczej wzajemnej nieufności?

Gdzie jest granica?

Pytanie, które pozostaje otwarte, to gdzie leży granica między obywatelską postawą a prywatnym "patrolowaniem" okolicy. Czy mieszkańcy Sędziszowa Małopolskiego naprawdę potrzebują samozwańczych "strażników", którzy będą ich obserwować i publicznie oceniać? Czy takie działania nie prowadzą do naruszania prywatności i budowania atmosfery strachu, zamiast poczucia bezpieczeństwa?

Warto zastanowić się, czy Straż Sąsiedzka nie powinna skupić się na bardziej konstruktywnych działaniach, takich jak edukacja, organizowanie spotkań informacyjnych czy wspieranie prawdziwych służb w realnych problemach, zamiast na "polowaniu" na drobne przewinienia i ich publicznym nagłaśnianiu. Prawdziwe bezpieczeństwo i porządek buduje się na wzajemnym szacunku i zaufaniu, nie na systemie, który w oczach wielu może przypominać "donosicielstwo".

Mnożące się inicjatywy obywatelskie: Czy Małopolska idzie w dobrym kierunku?

Inicjatywa Straży Sąsiedzkiej w Sędziszowie Małopolskim nie jest odosobnionym przypadkiem. W całej Małopolsce obserwujemy coraz więcej podobnych, samozwańczych grup, które pod płaszczykiem dbania o porządek publiczny, wkraczają w obszary tradycyjnie zarezerwowane dla powołanych do tego służb. Z jednej strony, zaangażowanie obywateli w życie lokalnej społeczności jest godne pochwały. Z drugiej jednak, gdy takie inicjatywy zaczynają działać na własną rękę, bez odpowiedniego nadzoru, szkolenia i przede wszystkim bez poszanowania granic prywatności, rodzą się poważne wątpliwości.

Czy oddawanie tak szerokich uprawnień w ręce nieprzeszkolonych i często emocjonalnie zaangażowanych osób jest właściwą drogą do budowania bezpiecznego społeczeństwa? Obawiamy się, że ten trend może prowadzić do wzrostu napięć społecznych, wzajemnej nieufności i paraliżu prawdziwych służb, które zamiast skupiać się na poważniejszych zagrożeniach, będą musiały prostować skutki nieprzemyślanych działań "strażników". Mamy nadzieję, że władze lokalne w Małopolsce zaczną baczniej przyglądać się temu zjawisku i wypracują jasne wytyczne, aby obywatelskie zaangażowanie nie przekształciło się w obywatelską inwigilację.


Napisz komentarz

Komentarze

WKRÓTCE W KINACH
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Dołącz do nas!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama