Spór, który swój początek miał w 2019 roku, właśnie znalazł swój finał w sądzie. Burmistrz Nowego Targu Grzegorz Watycha został uznany winnym przestępstwa, co jest bezprecedensowym wydarzeniem. To historia, która wstrząsnęła nie tylko Nowym Targiem, ale i całą Polską, stając się symbolem walki o prawo do informacji publicznej.
Długa droga do sprawiedliwości: Historia „skrzyżowania hańby”
Sprawa ma swój początek w roku 2004, kiedy małżeństwo Lejów złożyło wniosek o warunki zabudowy. Już wtedy zwrócono uwagę na konieczność modernizacji skrzyżowania ul. Grel z ul. św. Anny. Odpowiedź przyszła po półtora roku, kiedy radny Lesław Mikołajski poinformował małżeństwo o rzekomym porozumieniu, które miało pozwolić na budowę bez konieczności ingerencji w ich działki. W zamian miasto miało wykupić grunt od sąsiada. Małżeństwo Lejów, ufając obietnicom, zgodziło się.
Problemy zaczęły się, gdy okazało się, że sąsiad nie wyraził zgody na sprzedaż całej działki. Mimo zapewnień burmistrza o nielegalnej budowie, trzy kolejne wyroki sądowe potwierdziły, że dom został wzniesiony zgodnie z prawem, a Nadzór Budowlany musiał wypłacić małżeństwu koszty sądowe.
W 2016 roku Powiatowy Zarząd Dróg (PZD) złożył wniosek o przebudowę skrzyżowania, całkowicie pomijając małżeństwo Lejów jako stronę postępowania. Ta decyzja stała się punktem zwrotnym. Dzięki determinacji, państwo Lejowie złożyli odwołanie do Wojewody Małopolskiego, który decyzję Starosty uchylił, wskazując na liczne uchybienia. Mimo jasnych wytycznych, urzędnicy nie poprawili dokumentacji, a inwestycja „umarła śmiercią naturalną”.
Walka o dokumenty i zuchwałe manipulacje urzędników
Przez kolejne lata, zamiast dialogu i poszukiwania kompromisu, burmistrz Nowego Targu stosował coraz bardziej agresywne metody. Próbował bezprawnie przejąć grunt małżeństwa Lejów, a kiedy te próby się nie powiodły, miasto wycofało się z uzgodnień dotyczących współfinansowania inwestycji z powiatem.
Kluczowym momentem w tej sprawie było spotkanie w listopadzie 2019 roku. Burmistrz Watycha oraz jego zastępca spotkali się z małżeństwem Lejów i ich pełnomocnikiem. Ustalono, że miasto zleci opinię geodety oraz rzeczoznawcy w celu oszacowania wartości gruntu i potencjalnego odszkodowania. Spotkanie było nagrywane, a protokół sporządzono. Niestety, burmistrz Grzegorz Watycha nigdy nie wywiązał się z tych ustaleń. Co więcej, odmówił wydania nagrania ze spotkania, nawet w trybie dostępu do informacji publicznej, co stało się podstawą do skazania go za przestępstwo.
Czy to była tylko walka o ziemię? Zastraszanie, hejt i podpalenie
Historia małżeństwa Lejów to coś więcej niż spór o grunt. To opowieść o zastraszaniu, manipulacjach i kampanii nienawiści, która objawiła się w najgorszy możliwy sposób. 12 września 2020 roku podpalono ich dom, trzy samochody oraz towar. Straty oszacowano na 290 000 zł. Sprawców nie wykryto, a postępowanie umorzono. Państwo Lejowie uważają, że atak miał związek z nagonką medialną, która czyniła z nich jedynych winnych braku przebudowy skrzyżowania.
Sprawa nabrała dodatkowego wymiaru, kiedy burmistrz Nowego Targu zaczął wykorzystywać aparat państwa przeciwko obywatelom. Za plakat z cytatem z Czesława Miłosza, który małżeństwo umieściło na swojej działce w ramach manifestacji swoich poglądów, urząd chciał nałożyć na nich karę za rzekomą reklamę. To jawne łamanie konstytucyjnego prawa do wolności słowa, które na szczęście ukróciło Samorządowe Kolegium Odwoławcze.
Wyrok i co dalej? Apelacja i symboliczne „taczki”
Wyrok, który zapadł, uznaje burmistrza Watychę za winnego, ale dla małżeństwa Lejów to za mało. Uważają, że jest on niewspółmierny do szkód, jakie ponieśli. Zapowiadają apelację i dalszą walkę o pełną sprawiedliwość, w tym o odszkodowanie za zniszczenia, straty finansowe i stres.
Sprawa „skrzyżowania hańby” stała się symbolem niekompetencji i arogancji władzy. Pokazała, że determinacja obywateli może przynieść efekty, ale droga do nich jest długa i wyboista. Jak sami podkreślają państwo Lejowie, mają nadzieję, że burmistrz Grzegorz Watycha zostanie po kolejnych wyborach „wywieziony na symbolicznych taczkach”, a miasto powróci do normalnego funkcjonowania, opartego na dialogu i szacunku dla prawa, a nie na osobistych sporach i manipulacjach.
Czy ta historia będzie przestrogą dla innych samorządowców? Czas pokaże, ale jedno jest pewne – małżeństwo Lejów udowodniło, że warto walczyć o swoje prawa, nawet jeśli przeciwnik wydaje się potężny.
Napisz komentarz
Komentarze