Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
NEWSY :
Reklama
Reklama
Reklama

Maczety zniszczą strefę absurdu Miszalskiego? Rośnie gniew wobec SCT [SONDA]

Kraków, miasto królów, smogu i maczet, staje się właśnie poligonem doświadczalnym dla ideologicznego projektu, który pod płaszczykiem troski o płuca mieszkańców uderza w ich portfele, logikę i podstawowe zaufanie do państwa. Strefa Czystego Transportu (SCT), forsowana przez ekipę prezydenta Aleksandra Miszalskiego, to już nie tylko projekt kontrowersyjny – to „strefa absurdu” i wielki festiwal oszukiwania obywateli. Obywateli, którzy w poczuciu bezprawia władzy, też zaczynają sięgać po bezprawne metody. Pod artykułem znajduje się sonda, w której możecie Państwo wyrazić swoje zdanie w tej sprawie.
Maczety zniszczą strefę absurdu Miszalskiego? Rośnie gniew wobec SCT [SONDA]
Podziel się
Oceń

Inwigilacja i dyskryminacja

Od stycznia 2026 wchodzą wymogi SCT w Krakowie. W mieście pojawiły się już kamery monitorujące auta i system czytający tablice rejestracyjne – co można rozumieć jako permanentną inwigilację kierowców. Można zakładać, że wjazd i wyjazd każdego auta będzie teraz rejestrowany, a te niespełniające wymogów, będą miały z automatu naliczane mandaty. Czy ktoś się zastanawiał, na jakiej podstawie krakowski magistrat ma znać nasze godziny wjazdu i wyjazdu? Pod płaszczykiem ekologii pozbawia się nas prawa do prywatności. Największe emocje budzi podział na „tubylców” i przyjezdnych. Tubylcy mogą do woli jeździć nawet 30-letnim „dizlem” z Euro2, ale przyjezdny kierowca z „dizelem” z Euro5 już nie wjedzie, chyba, że zapłaci. Co to ma wspólnego z ekologią? Trudno nie zgodzić się, że cele ekologicznę są tylko przykrywką do celów finansowych miasta Krakowa. To jednak tylko jeden z absurdów, które irytują obywateli i podgrzewają negatywne emocje.

Ekologia na pokaz, koszty na serio

Prezydent Miszalski zdaje się nie dostrzegać, że samochód nie jest dla większości luksusem, a narzędziem pracy. Forsowanie restrykcji w atmosferze chaosu prawnego to klasyczny przykład segregacji ekonomicznej. W dobie rosnących kosztów życia zmuszanie ludzi do kolejnych wymian aut – bo „akurat zmieniła się koncepcja” w ratuszu – jest przejawem głębokiego oderwania władzy od rzeczywistości. Do tego, „strefa” ma objąć większość terenu miasta – wewnątrz 4 obwodnicy. Dla porównania, w Warszawie, gdzie SCT działa już od roku, strefa  obejmuje zaledwie 7% powierzchni miasta (głównie ścisłe centrum).

Wielka wymiana, wielkie oszustwo

Najbardziej bulwersującym aspektem krakowskiej rewolucji jest sposób, w jaki potraktowano ludzi, którzy chcieli być „w porządku” wobec nowych przepisów. Przypomnijmy: przez długi czas obowiązywała stara uchwała SCT, która wyznaczała jasne (choć surowe) reguły. Setki, jeśli nie tysiące krakowian oraz mieszkańców sąsiednich gmin, wierząc w stabilność prawa, wzięło kredyty lub wydało oszczędności życia, by wymienić swoje starsze diesle na auta spełniające normę Euro 5.

I co się stało? W nowym projekcie zasady zmieniono tak drastycznie i nielogicznie, że tamte inwestycje okazały się wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Nowa SCT dla „Krakusów” poluzowała wymogi (Euro 5 przestało być koniecznością), co oznacza, że wielu mieszkańców niepotrzebnie pozbyło się sprawnych aut. Z kolei przyjezdnych z gmin ościennych potraktowano z buta – od nich wymaga się teraz normy Euro 6. Efekt? Człowiek z Wieliczki czy Skawiny, który rok temu kupił auto z Euro 5, by móc dalej pracować w Krakowie, dziś dowiaduje się, że i tak jest wykluczony. To jawne oszustwo i kpina z obywatela.

Komunikacyjny paraliż i brak alternatyw

Zanim zakaże się wjazdu autom, należy dać mieszkańcom realną alternatywę – tymczasem krakowska władza robi dokładnie na odwrót, zastawiając na kierowców pułapkę. Szczytem absurdu jest fakt, że strefą SCT objęto niemal wszystkie istniejące parkingi Park & Ride, nie oferując w zamian żadnych nowych punktów przesiadkowych na przedmieściach. W efekcie kierowca, który chciałby zostawić auto i przesiąść się do tramwaju, dowiaduje się, że… nie ma prawa nawet dojechać do parkingu. Zamiast zachęcać do ekologii, miasto odcina drogi ucieczki. Co gorsza, oferta komunikacji miejskiej ani drgnęła – nie przybyło kursów, nie poszerzono siatki połączeń, za to mieszkańcy straszeni są drastycznymi podwyżkami cen biletów. Obywatel jest dziś atakowany z każdej strony: najpierw zmusza się go do porzucenia samochodu, potem odbiera możliwość zaparkowania na obrzeżach, a na koniec każe płacić więcej za stanie w przepełnionym i spóźnionym autobusie. To nie jest polityka transportowa – to zmasowany atak na portfele i cierpliwość obywateli.

Biurokratyczny bałagan i pośpiech

Mieszkańcy Krakowa, choć teoretycznie zwolnieni z części rygorów, zostali rzuceni na głęboką wodę biurokracji, próbując udowodnić, że ich auta spełniają wymogi – miejska infolinia jest stale oblężona, a kolejki sięgające 130 osób czekających na połączenie powodują dodatkową złość. Jakby tego było mało, strona internetowa służąca do weryfikacji pojazdów i obsługi opłat pojawiła się dopiero tuż przed świętami Bożego Narodzenia, co w praktyce odebrało mieszkańcom Małopolski jakikolwiek czas na rzetelne zapoznanie się ze skomplikowanymi zasadami, nie mówiąc już o osobach starszych czy wykluczonych cyfrowo, dla których stolica regionu stała się nagle twierdzą nie do zdobycia.

Zwalanie winy

W obliczu narastającego gniewu, obserwujemy żenujący spektakl wzajemnego oskarżania się polityków. Prezydent Aleksander Miszalski uparcie twierdzi, że do wprowadzenia drastycznej SCT zmusza go Urząd Marszałkowski, kierowany przez PiS i marszałka Łukasza Smółkę, powołując się na zapisy Programu Ochrony Powietrza Województwa Małopolskiego. Z kolei politycy Prawa i Sprawiedliwości odpierają te ataki, podkreślając, że chaos i podziały społeczne to nie ich pomysł, lecz efekt fatalnego wykonania przepisów przez krakowski magistrat. Do gry wszedł także były minister infrastruktury i poseł PiS, Andrzej Adamczyk, który zapowiedział walkę z krakowską strefą na drodze sądowej. W tym politycznym ping-pongu, gdzie każda ze stron próbuje umyć ręce, jedynym przegranym pozostaje mieszkaniec Małopolski, uwięziony między ideologią urzędników a partyjną walką.

Wina Wojewody

W całym tym korowodzie zaniedbań nie można pominąć roli Wojewody Małopolskiego Krzysztofa Klęczara (PSL), który jako konstytucyjny organ nadzoru, koncertowo zawiódł mieszkańców. Mając pełną świadomość wad prawnych nowej uchwały o SCT oraz – co najważniejsze – realne prawo do wstrzymania jej wykonania, Wojewoda zamiast działać, wybrał polityczną grę. Zapewniał, że zaskarży strefę do sądu i będzie „negocjował” z władzami Krakowa zmianę najbardziej kontrowersyjnych zapisów. Co wyszło z tych szumnych zapowiedzi? Nic.

Negocjacje okazały się pustym spektaklem, a skarga wojewody – złożona ramię w ramię ze skargami Gminy Skawina oraz Bartłomieja Krzycha, radnego miejskiego Wieliczki – zostanie rozpoznana przez sąd dopiero wtedy, gdy niesprawiedliwe przepisy SCT już wejdą w życie i dotkną obywateli. Wojewoda, zamiast wypełnić swój obowiązek i postawić tamę prawnemu absurdowi w momencie jego tworzenia, stał się de facto współwinny jego wprowadzenia. Kto rozliczy wojewodę za brak jego działań? W obecnych realiach politycznych, chyba mało kto wierzy, że prokuratura zajmie się sprawą.

Sądy nie pomagają, czyli prawny teatr absurdu

W całej tej batalii mieszkańcy zostali sami, bo na wymiar sprawiedliwości – jak pokazuje rzeczywistość – liczyć nie mogą. Historia krakowskiej SCT to procesowa farsa, sprzyjająca poczuciu akceptacji bezprawia. Choć dwa lata temu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie uchylił pierwszą wersję strefy, wyrok był nieprawomocny. Pod koniec listopada 2025 roku Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie, zamiast przeciąć ten gordyjski węzeł, skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez krakowski sąd. Efekt? Prawny paraliż. Nawet jeśli 14 stycznia 2026 WSA w Krakowie uchyli nową uchwałę, wcale nie oznacza to końca koszmaru – istnieje realne ryzyko, że w obieg prawny „wskoczy” stara, jeszcze bardziej restrykcyjna uchwała, dopóki znów nie zostanie zaskarżona do NSA, gdzie utknie na kolejne lata.

Na domiar złego, NSA do tej pory nie sporządziło pisemnego uzasadnienia swojego wyroku. Nie wiadomo, czy dokument ten w ogóle pojawi się przed kluczową rozprawą 14 stycznia. Bez wytycznych z góry krakowski sąd będzie orzekał po omacku, co niemal gwarantuje kolejną falę odwołań i niepewności. Nie pociesza przy tym stanowisko NSA, który podtrzymał opinię, że zwykli obywatele nie mają prawa zaskarżać SCT, bo rzekomo nie mają w tym „interesu prawnego”. To jasny sygnał: płaćcie podatki i wymieniajcie auta, ale od decyzji urzędników trzymajcie się z daleka. W tym prawnym labiryncie nikt nie dba o stabilność życia obywatela – liczy się tylko podtrzymywanie ideologicznego projektu za wszelką cenę. Czy tak ma wyglądać „demokratyczne państwo prawa”, na które Polacy umawiali się w Konstytucji?

Widmo „Blade Runners” nad Wisłą

Ignorancja władzy i poczucie głębokiej niesprawiedliwości rodzą radykalne postawy, o czym świadczy rosnąca w sieci popularność ruchu „Blade Runners” (z angielskiego „blade” – ostrze, „runner” – biegacz). To, co zaczęło się w Londynie jako partyzanckie niszczenie kamer śledzących kierowców, w Krakowie może przybrać znacznie mroczniejsze oblicze. W mieście, które od lat zmaga się ze stereotypem „miasta maczet”, urzędnicy igrają z ogniem, doprowadzając zdesperowanych ludzi do ostateczności. Jeśli krakowianie i mieszkańcy ościennych gmin poczują się zapędzeni w kozi róg – gniew z internetowych forów może szybko przenieść się na ulice. Miasto już teraz ostrzega przed konsekwencjami niszczenia infrastruktury SCT, ale czy prezydent Miszalski naprawdę chce testować, jak krakowska tradycja „rozwiązywania problemów ostrymi narzędziami” sprawdzi się w starciu z systemem totalnego nadzoru? Zamiast czystego powietrza, możemy doczekać się krajobrazu jak z dystopijnego filmu, gdzie ścięte kamery i zniszczone czytniki tablic staną się jedynym głosem sprzeciwu obywateli, których nikt nie chciał słuchać.

Gdzie odpowiedzialność?

Kto weźmie odpowiedzialność za straty finansowe osób, które zaufały poprzednim wytycznym? Kto odpowie za upadek małych przedsiębiorców, których auta z normą Euro 5 nagle stały się „nielegalne” w oczach nowej uchwały dla przyjezdnych? A co jeśli sąd unieważni absurdalne przepisy i wyrok stanie się prawomocny? Czy opłaty i mandaty zostaną zwrócone? Czy urzędy i sądy będą zasypane pozwami obywateli o zwrot poniesionych kosztów, w tym wymiany aut? Kto poniesie koszty społeczne tego bałaganu społeczno-prawnego?

Prowokacja do buntu?

W obliczu tak jaskrawych absurdów, prawnej pułapki zastawionej na zwykłych ludzi i jawnej pogardy władzy dla praw obywatelskich, rodzi się fundamentalne pytanie: czy Prezydent Miszalski i jego urzędnicy powinni być zaskoczeni rosnącą agresją społeczną? Gniew społeczny pojawiał się już na etapie konsultacji przed uchwaleniem SCT, gdzie sale magistratu były wypełnione po brzegi przeciwnikami SCT, a kilka tysięcy negatywnych uwag obywateli do SCT, zostało uznane za nieważne, bo były sprzeczne z celem SCT.

Jeśli państwo zawodzi na każdym szczeblu – od radnych, przez Wojewodę, aż po sądy administracyjne – a obywatel zostaje sam z kredytem na auto, którym nie wolno mu dojechać do pracy, to system sam prosi się o katastrofę. Czy w „mieście maczet”, kogokolwiek powinno dziwić, że zdesperowani ludzie zaczynają rozważać branie spraw w swoje ręce? Gdy dialog zostaje zastąpiony ideologicznym dyktatem, a prawo staje się narzędziem opresji zamiast ochrony, ulica zaczyna mówić własnym, brutalnym językiem, który zyskuje akceptacje społeczną. To nie jest ostrzeżenie – to diagnoza sytuacji, do której krakowskie elity doprowadziły na własne życzenie.

Pan Bartek
Bartłomiej Krzych
Radny Rady Miejskiej w Wieliczce
Stowarzyszenie Otwarta Wieliczka

Ankieta: Czy Strefa Czystego Transportu w Krakowie to dobry pomysł?

Kraków jest podzielony w sprawie Strefy Czystego Transportu. Już od 1 stycznia samochody benzynowe (w tym na LPG) będą mogły swobodnie wjeżdżać do strefy, gdy spełniają normę Euro 4 lub zostały wyprodukowane w roku 2005 albo później. Oznacza to, że w chwili wprowadzenia strefy akceptowane będą samochody benzynowe mające nawet 21 lat. Samochody z silnikiem diesla muszą spełnić nieco większe wymogi. Dla pojazdów osobowych do 3,5 tony jest to norma Euro 6 lub rok produkcji 2014 i nowsze, co oznacza, że akceptowane będą diesle mające maksymalnie 12 lat. Jeśli dysponujesz większym pojazdem ciężarowym (dieslem), ten musi spełniać normę Euro VI lub być wyprodukowany w roku 2012 albo później. Zapraszamy do głosowania w naszej sondzie.


Napisz komentarz

Komentarze

Krzysztof 30.12.2025 21:10
Zasady SCT w Krakowie to jawna dyskryminacja ludzi ze względu na niskie dochody, ludzi biednych, którzy nie będą migli dojeżdżać do pracy, do szkoły, do sklepu. Wstyd dla Krakowa!

WKRÓTCE W KINACH
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Dołącz do nas!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama